Nie tak łatwo
zostać duchem. Ale też nie ma się z czego cieszyć jeśli do tego dojdzie.
Żeby nim
zostać nie wystarczy żyć w tak zwanej “zgodzie z naturą”. Jako duchy kończą ci,
zwani przez ludzi “innymi”.
Ci którzy
przez cały czas szukali sensu życia. Wiecznie samotni. Bez powodzenia w
miłości. Zamknięci w swoim własnym, osobnym świecie. Ludzie z wrażliwą i
delikatną psychiką. Chociaż po śmierci mogą poczuć się rozumiani i akceptowani
przez innych.
imię: Matthew
nazwisko: Raytows
data narodzin: 21 luty 1996
data śmierci: 15 maj 2013
okoliczności śmierci: nieznane
-Ciekawe...-
mruknęła Lisa przeglądająca kartotekę niedawno zmarłego chłopaka.
-Może jakaś
impreza?- zaproponowała Nicole.- No wiesz. Jeden kieliszek za dużo, nieuwaga,
jakieś auto?
Lisa podrapała
się po głowie i powoli nią pokręciła.
-Raczej nie.
Przecież wtedy policja by się o tym dowiedziała. Albo przynajmniej byliby
świadkowie...
Nika
westchnęła i oparła głowę na dłoniach. Razem z przyjaciółką oraz grupą
wyszkolonych osób w dziedzinie “znawstwa duchów” odnajdowały zagubionych
osobników i pomagały im poznać przyczynę ich śmierci.
Niedawno
udało im się znaleźć w lesie ciało martwego chłopaka. Od razu zajęli się jego
sprawą. Jego skóra świeciła się lekko, a to niezawodny znak, że pośmiertnie
stał się duchem. (nic lepszego nie wymyśliłam :P)
-No to mamy
problem...- Lisa westchnęła za zrezygnowaniem.- I pracę na parę tygodni...
Nika
poklepała ją po ramieniu.
-Damy radę.
Zawsze dajemy.
Lisa
uśmiechnęła się blado. Schowała papiery do teczki i spojrzała na przyjaciółkę.
-Najpierw
musimy się dowiedzieć gdzie nasz delikwent chwilowo przebywa.
__________
Matt obudził
się w ciemnym pomieszczeniu. Powoli otworzył oczy. Nie miał pojęcia gdzie jest,
ani jak się tu w ogóle znalazł. Podniósł rękę i odgarnął z czoła śnieżno-białą
grzywkę. I wtedy doznał szoku.
Jego dłoń...
ona była prawie całkowicie... przeźroczysta! (Nie Wiaterek... Nie było widać
żył, kości itp...)
Szybko zerwał
się z podłogi, ale zakręciło mu się w głowie i szybko “wrócił do parteru”. Był
bardzo słaby. Głowa pękała mu od pulsującego bólu.
Przyjrzał się
swojej ręce. Obrócił nią parę razy przed oczami. Nie dość, że naturalnie i tak
miał bardzo jasną cerę, to teraz prawie przeźroczysta skóra była koloru
biało-szarego.
“O co tu
chodzi!?”
Takie myśli
kłębiły mu się w głowie. Maksymalnie wytężył umysł, by przypomnieć sobie co się
stało.
Noc. Księżyc
skryty był za chmurami. Na ulicy paliła się tylko jedna, stara lampa. Paliła?
To za mocne określenie. Ledwo działająca żarówka mrugała żałośnie, jakby
wołając o pomoc i litość... Z ciemności wyłonił się wysoki, tęgi mężczyzna.
Poruszał się powoli. Na głowie miał czarny jak noc kapelusz. Jego płaszcz był
tego samego koloru.
Rozejrzał się.
Kogoś szukał. Odwrócił się nagle i utkwił straszliwy wzrok w chłopaku. Zaczął
kierować się w jego stronę. Matt zerwał się do ucieczki.Mężczyzna był tuż za nim. Chłopak przyśpieszył. Biegł co siłę w nogach. Skierował się w jakąś uliczkę. Niestety... Trafił w ślepy zaułek. Mężczyzna był coraz bliżej. Później film się urwał...
Tylko tyle
pamiętał. Ponowił próbę wstania z ziemi. Tym razem się udało. Chwiejnym krokiem
ruszył w kierunku wyjścia.
Był już późny
wieczór. Słońce chowało się za horyzontem. Matt rozejrzał się. Parę metrów
przed nim szedł facet w garniturze i olbrzymią torbą. Nie zważając na ból
chłopak szybko do niego podbiegł.
-Przepraszam,
proszę pana?
Mężczyzna nie
zareagował. Spokojnie szedł dalej.
-Halo? Proszę
pana!?
W dalszym
ciągu nic. Matt przyśpieszył i stanął mężczyźnie na drodze.
-Czy mógłby
pan...
Nie
dokończył, bo obcy nie zatrzymał się przed nim tylko po prostu przez niego przeszedł. Chłopak odwrócił się i patrzył przez
chwilę na oddalającego się mężczyznę, który przed chwilą najnormalniej przez
niego p r z e s z e d ł i nawet tego nie
zauważył.
“Co tu jest
grane!!!???”
Przez ulicę
przechodziła właśnie jakaś młoda kobieta. Matt powoli do niej podszedł.
-Przepraszam,
czy pani mnie słyszy?
Kobieta, tak
jak ten facet zdawała się nie słyszeć jego wołań. Z uśmiechem na twarzy
pomaszerowała dalej.
-Nie wysilaj
się. I tak żaden człowiek cię nie usłyszy, a przynajmniej żaden z tej
dzielnicy...
Chłopak
drgnął jak oparzony. Odwrócił się szybko. Za nim stała wysoka dziewczyna. Jej
skóra również była szarawa, a włosy, pewnie kiedyś czekoladowo-brązowe, teraz
jakby lekko wyblakłe i zmieszane z szarą farbą (mam nadzieję, że wiecie o co mi
łazi ;D )
-Kim jesteś?
-Dobre
pytanie, ale o to samo mogłabym zapytać ciebie- odparła dziewczyna obojętnym
tonem. Po chwili dodała- Jestem Rachel.
-Matt.
-Nowy?
-W sensie?
Dziewczyna
podeszła do chłopaka. Ten automatycznie się odsunął.
-Kim jesteś?-
Matt ponowił pytanie.
-Tym samym co
ty...- chłopak popatrzył na nią podejrzliwie.- Duchem.
Matt spojrzał
na nią jak na kompletną idiotkę. Co ona wygaduje!?
-Czym!? Duchy
nie istnieją!
-Tak? To jak
wyjaśnisz to, że ludzie zachowują się jakby cię nie słyszeli? Ten mężczyzna po prosu
poszedł dalej. jakbyś nie istniał... Jeszcze ciekawiej... On przez ciebie
przeszedł.
Rachel
wzniosła się w powietrze. Matt popatrzył na nią przerażonym wzrokiem.
“Przecież normalni ludzie nie latają!”
“Przecież normalni ludzie nie latają!”
Zrobiła w
powietrzu pętlę i poszybowała w dół. Z całym impetem przeleciała przez brzuch
chłopaka i stanęła za nim. Matt poczuł przez chwilą dziwne mrowienie w miejscu
przez które przebiła się Rachel. Dziewczyna chyba to zauważyła bo zaśmiała się
i ponownie podeszła do chłopaka. Zrobiła triumfalną minę.
-A jak
wytłumaczysz to?
Matt stał
osłupiały gapiąc się w dziewczynę, która poprawiała właśnie włosy.
-To są chyba
jakieś żarty...- wysapał w końcu. Rachel unosiła się parę centymetrów nad
ziemią.
-To co? Teraz
mi wierzysz?
Chłopak jak w
transie pokiwał głową. Pomiędzy nim, a Rach przebiegł pies. Tak jak wszyscy
inni nie zauważył lewitującego ducha i chłopaka który podobno też nim był.
Rachel
odprowadziła go wzrokiem. Uśmiechnęła się blado.
-Kiedyś
miałam psa. No wiesz. Przed śmiercią...
Matt również
zerknął na owczarka który właśnie obwąchiwał jakiś krzak. Dziewczyna patrzyła
jeszcze przez chwilę na wesołego zwierzaka rozmarzonym wzrokiem.
-Gdy umarł
pochowaliśmy go pod jabłonią, za domem. Często tam przychodzę.
Matt pokiwał
głową. Nigdy nie miał żadnego pupila, bo jego tata miał uczulenie na sierść. A
rybki to przecież żadna atrakcja. Gad też nie wchodził w grę. Mama chyba
zeszłaby na zawał na widok ogromnej jaszczurki lub węża.
No właśnie.
Mama i tata. Ciekawe jak zareagują na wiadomość, że ich syn nie żyje. Tak. Już
pogodził się z tym, że prawdopodobnie jest duchem lub czymś tego rodzaju. No
chyba że to jakiś zły sen. Ale dlaczego taki realistyczny? Nie. To na pewno nie
jest sen. Wtedy nie odczuwałby bólu.
Rach niechętnie
odwróciła wzrok od psa i przeniosła go na chłopaka.
-Trzeba cię
przedstawić innym. Pewnie Chris ucieszy się z nowego towarzystwa.
Dziewczyna
wylądowała na ziemi i ruchem głowy kazała iść Mattowi za sobą. Chłopak pokornie
skierował się za nią. Bo co innego mógł zrobić? Zostać tu i czekać, aż ktoś go
zauważy, co według Rachel było i tak niemożliwe?
Księżyc
spoglądał na wszystkich zza małych chmurek. Ludzie zamykali już swoje domy.
Wielkie miasto zasypiało. Zwierzęta również. Tylko dwie migoczące postacie
przemierzały uliczkę, niewidoczne dla ludzkiego oka...